piątek, 21 kwietnia 2017

11. [THE END]

Rozglądam się i widzę cmentarz oraz swój nagrobek. Rena, wyraźnie smutna, stoi z jedną białą różyczką, a obok niej Miranda. Nigdzie na ma Brennana ani Daniela. Czyli oni także nie żyją, ich nagrobki także gdzieś tu są, a dusze błąkają się jak moja.

Po całym obrzędzie wszyscy udają się do naszego domu. Przyglądam się każdemu z osobna i widzę, że nie wszyscy są smutni z powodu mojego odejścia. W tłumie odnajduję Renę i Casey'a. Nadal się do siebie nie odzywają. Z tego, czego uczył mnie dziadek, wiem, że mam tu na ziemi swoją misję, którą muszę wypełnić nim udam się na tamten świat. Połączenie ich jest właśnie tą misją. Spoglądam na swoje dłonie, a następnie wykonuję nimi ruch, który ma przysunąć ich do siebie. Obserwuję rozwój sytuacji, widzę jak siostra wpada w ramiona gitarzysty. Podchodzę do nich bliżej i szeptam mu do ucha, aby ją przeprosił i powiedział, że ją kocha.
- Rena przepraszam. Kocham Cię. - ku mojemu zdziwieniu, chłopak wypowiada zasugerowane słowa.
- To nie takie proste, Casey... - odpiera cicho. - Zabolało mnie twoje kłamstwo... Bardzo zabolało... - odwraca od niego wzrok.
- Rozumiem. Potrzebujesz czasu. - Moreta odsuwa się od niej jeszcze bardziej smutny, niż był.
Klnę cicho i szeptam siostrze do ucha tylko dwa słowa ~ pocałuj go.
- Zaczekaj. - chwyta jego dłoń i przyciąga do siebie. - Musisz jeszcze coś wiedzieć. Będziesz ojcem. - wyznaje, a ten jak i ludzie, który to słyszeli, spogląda na nią zdziwiony.
- Jak? - pyta. - To dobra wiadomość... Czemu nic nie powiedziałaś? Kochanie...
- Byłam zła... W sumie nadal jestem, ale myślę, że jest jakaś szansa dla nas. - wspina się na palce i cmoka co w usta.
Uśmiecham się do siebie, wpatrując się w nich przez chwilę, a następnie znikam. Moja misja na ziemi się skończyła.

Kilka miesięcy później, na świat przychodzi córka Reny i Casey'a, a na imię dostaje Nia. Opiekuję się nimi z tamtego świata i wiem, że tak musiało być. Życie moich bliskich i znajomych toczy się dalej i już chyba powoli zapominają o mnie. Nie wiem jednak co z Brennanem i Danielem. Jestem pewna, że zginęli. Widziałam ich groby. Być może mają na ziemi jakąś misję, dlatego ich dusze nadal się błąkają. Zobaczymy, czy spotkamy się kiedyś w tej pięknej wieczności.

-----------------------
I to już koniec tej niecodziennej, a jakże realistycznej opowieści.
Nigdy nie lubiłam pożegnań, bo nigdy nie wiedziałam co powiedzieć. Tym razem jest tak samo.
"Tonight We Run Away" samo w sobie zawiera wszystko co chciałam przekazać.
Dziękuję za te wspaniałe dni i zapraszam na inne, nadal trwające blogi:
"Perfect Jealousy" - o niezwykłej sile zazdrości
"Fending For Yourself" - o drugiej szansie
"Break My Heart" - o decyzjach, które zmieniają życie
"Don't know how to love me good..." - o współczesnych problemach miłości
"The Pretender" - o mrocznych stronach ludzi
"You Tell Me Lies" - o kłamstwie i życiu.
Mam nadzieję, że TWRA się podobało i jeszcze kiedyś do niego wrócicie.
XOXO
Wiki R5er

czwartek, 20 kwietnia 2017

10.

Po drodze zatrzymujemy się na stacji benzynowej. Dan tankuje auto i prosi bym zasiadła na miejscu kierowcy. Zgadzam się, gdyż widzę, że i on i Brennan przysypiają. Ruszamy powoli i jedziemy, mijając kolejne lasy i jeziora, gdy nagle obraz zaczyna mi się rozmazywać. No tak, gorączka daje o sobie znać. Próbuję zwolnić, by zjechać na pobocze, ale hamulec nie działa. Zaczynam tracić kontrolę nad kierownicą, widzę jak przez mgłę.
- Brennan! Pomóż! - proszę, ale chłopak mocno śpi. - Daniel!? - wołam pytająco, ale on także jest pogrążony we śnie. - Teraz to już koniec... - mówię sama do siebie, a po chwili czuję mocne szarpnięcie.
Unoszę wzrok i widzę, maskę auta wgniecioną w drzewo i wydobywający się dym. Ostatkami sił potrząsam Davisa za ramię, który otwiera zdezorientowany oczy.
- Co się stało, Nia? - pyta, ale nie zdążam mu odpowiedzieć.
Auto wybucha i to ostatnia rzecz, nim moje oczy zamykają się na wieczność.

środa, 19 kwietnia 2017

9.

Wracam do domu i rzucam się na kanapę. Telefon odkładam wyciszony na stolik do kawy i zamykam oczy. Rozkoszuję się chwilą ciszy, gdy nagle czuję coś mokrego na poliku. Unoszę lekko powieki i widzę Edgarda. Uśmiecham się i podnoszę psa do góry. Kładę się na plecach i przytulam go.
- Ale wy słodcy... - Rena wchodzi do pokoju i siada w fotelu obok.
- Jak się czujesz? - pytam się i podnoszę do pozycji siedzącej.
- Nie najgorzej. Miranda była u mnie do południa i przyniosła eklerki. - odpiera. - A jak Tobie minął dzień?
- Wolę nie mówić... - spuszczam wzrok i głaszczę Edgara po głowie.
- Siostra, mi możesz wszystko powiedzieć. - Rena chwyta moją dłoń.
- To wszystko jest takie skomplikowane... Brennan... - zaczynam, ale milknę po chwili. - Brennan... On chyba się zakochał. Znów to zrobiliśmy. - wyznaję.
- Ooo... Może coś z tego będzie... Nie trzymaj go tylko zbyt długo w friendzonie, bo się rozmyśli. - śmieje się cicho pod nosem.
- Gdyby to było proste... Jest jeszcze Daniel... - wzdycham. - Od ostatniego naszego wypadu nie jest mi obojętny.
- Uuu... Davis. Podoba Ci się Davis! - z radością klaszcze w dłonie.
Jeszcze rok temu pisała o nas Fan Fiction.
- Rena, nie żartuj sobie. To moi przyjaciele. Nie mogę ich kochać. - burczę pod nosem. - Porozmawiajmy lepiej o Tobie i Casey'u. Opowiedz mi wszystko od początku.
- Nie wiem od czego zacząć... - nerwowo odgarnia włosy za ucho. - Jakiś czas temu wyznałam mu co czuję, a on odparł, że czuje to samo. Zaczęliśmy randkować i nie raz zdarzało się nam spać razem... W sumie też dlatego często chodziłam w jego rzeczach.  Wszystko było wtedy takie inne... Ciągle powtarzał, że mnie kocha, że jestem jedyna, jego słodka Rena... Ale pewnego wieczoru się to skończyło, gdy akurat wracałam z Mirandą z klubu. Zobaczyłam go z inną dziewczyną. Posprzeczaliśmy się o to i choć ciągle powtarzał, że to tylko znajoma, nie uwierzyłam mu. To była jego dziewczyna, miała od niego bransoletkę z przywieszką w kształcie serca i wygrawerowanym jego imieniem... - łzy zaczynają spływać po jej policzkach, rozmazując czarny tusz do rzęs.
- Ej, nie płacz. - stawiam psa na ziemi i przytulam ją mocno. - A on w ogóle wie, że będzie ojcem? - pytam, patrząc jej prosto w oczy.
- Nie powiedziałam mu i nie mam zamiaru mówić. - odpowiada i brzegiem ręki ociera łzy.
- Myślę, że gdyby wiedział, zachowałby się inaczej. Tak jak należy. - stwierdzam. - A tak po za tym, nie sądzisz, że się domyśli?
- Nie jest na tyle inteligentny. - rzuca złośliwie i wstaje z miejsca. - Będę wieczorem. - dodaje i cmoka mnie w polik. - Dzięki za wszystko.
- Nie ma za co. - uśmiecham się do niej i znów się kładę.
Nie czuję się zbyt dobrze. Chyba przeziębiłam się ostatnio.

Budzę się i zerkam na wyświetlacz. Jest chwilę po 7 wieczorem. Wstaję i idę do kuchni. Moje wargi są spierzchnięte. Wypijam od razu całą litrową butelkę wody i wracam do pokoju. Przebiegają mnie ciarki. Wyciągam z szuflady termometr i sprawdzam czy przypadkiem nie mam gorączki. Czekam pięć minut, zerkam i widzę 38,5°. Cudownie. Przynoszę sobie zmoczoną zimną wodą chusteczkę i kładę się w salonie. Zamykam oczy i próbuję przysnąć, gdy słyszę dźwięk swojego telefonu. Sprawdzam kto napisał i widzę SMS-a od Brennana.
"Dziś uciekniemy..."
Analizuję całą sytuację. O co mu chodzi? Nie czuję się zbyt dobrze, więc odkładam urządzenie na bok. Ponownie układam się do snu, gdy do mojego domu wpada Davis.
- Nia gotowa? - pyta i dopiero spogląda na mnie.
- Nie. Jedźcie beze mnie. - odpowiadam.
- No co Ty? Szatania, tyle planowania i co? Wstawaj, no! - zabiera mi koc i ciągnie za ręce do góry.
- Daniel, serio nie. Mam gorączkę i źle się czuje. - siadam z powrotem.
- Zaraz Ci przejdzie. Zbieraj się. - mówi stanowczo i znika w kuchni.
Niechętnie wkładam najpotrzebniejsze rzeczy do plecaka i ubieram trampki. Głowa trochę mnie boli, ale nie zwracam na to uwagi.
- Weź to. - podaje mi tabletkę i szklankę wody.
Łykam lek i pięć minut później odjeżdżam z chłopakami. Nie wiem gdzie, nie wiem na ile. Po prostu uciekamy. Uciekamy od tej szarej rzeczywistości.

wtorek, 18 kwietnia 2017

8.

Przyjeżdżam do szkoły razem z Brennanem, gdyż wpadł po mnie swoim rowerem.
- Hej Dan! - witam chłopaka od wejścia i całą trójką kierujemy się do sali.
- To co? Po sprawdzeniu obecności zrywamy się gdzieś i wrócimy na sam koniec? - proponuje Davis.
- Chętnie. - Bren odpiera z entuzjazmem.
- Zapomniałeś chyba, że gramy dziś w duecie mini koncert na perkusji o jedenastej na sali dla gości spoza szkoły. - patrzę na niego z powagą.
- O, fvck. - klnie pod nosem. - Sorry Dan. Musimy z Nią wystąpić. - klepie go po plecach i ciągnie mnie do sali. - Powinniśmy przećwiczyć utwór choć raz razem. - dodaje, gdy już jesteśmy na miejscu.
Siadamy przy swoich instrumentach i ustalamy co zagramy. W wyniku pomyłki nauczycielki, każde przygotowało coś innego.
Mija pół godziny, ale totalnie nam nie idzie.
- Nia, to nie ma sensu. - Benko rzuca na ziemię pałeczki i podchodzi do mnie. Czuję jego oddech na szyi, a po chwili dłonie w pasie. - Chodź ze mną. - szepcze mi na ucho.
Wstaję i idę za nim do męskiej toalety. Zdarzało się już, że niewiele myśląc znikaliśmy pomiędzy zajęciami i robiliśmy to. Chłopak pcha mnie na ścianę i zaczyna całować po szyi coraz niżej. Wplatam palce w jego włosy i uśmiecham się. Jego ręce wędrują po moim ciele i po chwili zdejmuje moją bluzkę. Oddycham coraz szybciej, nie umiem się opanować. Odwzajemniam każdy jego ruch. Kto by pomyślał, że ja i Bren zamiast robić to co konieczne będziemy chować się po szkolnych zakamarkach.

Po wszystkim wracamy do sali, gdzie jest już sporo ludzi. Dyrektor opowiada im o czymś, a my szykujemy się w rogu.
- Ja nie dam rady. - Benko nerwowo stuka pałeczkami o siebie.
- Będzie dobrze. - uśmiecham się do niego, aby dodać mu otuchy. - Pomyśl, że Daniel będzie robił zdjęcia, więc nie będzie żadnych głupich i ośmieszających ujęć. - dodaję i ruszam pierwsza.
Siadam przy perkusji i rozglądam się po publiczności. Sporo ważnych ludzi. Biorę trzy głębokie wdechy i zerkam na Brena. Odliczamy pokazując sobie na palcach. Trzy, dwa, jeden... Pierwsze uderzenie w perkusję należy do mnie. Nadaję rytm i dopiero wtedy chłopak się dołącza.
Po występie oboje stajemy na środku i kłaniamy się. Uciekamy drugim wyjściem.
- Udało się! - rzucam się mu na szyję.
- Tylko dzięki Tobie. - cmoka mnie w polik.
- Byliście genialni! - Davis podchodzi do nas i gratuluje.
Całą trójką udajemy się do stołówki na darmową kawiarenkę, aby porozmawiać o jutrzejszym dniu.

poniedziałek, 17 kwietnia 2017

7.

Budzę się pomiędzy Brennanem a Danielem. Cała nasza trójka jest naga. Zrywam się z miejsca i w pośpiechu ubieram. Bren otwiera oczy i spogląda na mnie.
- Co się stało? - pyta zaspany i podnosi się do pozycji siedzącej.
- Sama chciałabym wiedzieć. - odpieram i udaję się do 'kuchni'.
- Zaraz, co? - jest zaskoczony, gdyż zwykle to oni nic nie pamiętają, gdy alkohol się leje litrami.
- No nie wiem. Chyba to zrobiliśmy. Ty, ja i Dan. - wskazuję wzrokiem na Davisa, który słodko śpi, śliniąc się na kołdrę.
- Co? Że z nim? Nia, myślałem, że jesteśmy przyjaciółmi! - wstaje i nie zwracając na nic podchodzi do mnie, by potrząsnąć mnie za ramiona.

Brennan od zawsze żywił do mnie coś więcej niż deklarowaną przyjaźń. Gdy byliśmy we dwoje dochodziło między nami do dziwnych, z mojej perspektywy, sytuacji. Potem pojawił się Daniel. Zakumplowaliśmy się z nim i tak oto zaczęły się nasze wagary. Jedne, drugie i komisariat. Tamtego dnia odkryłam, że Danowi również nie jestem obojętna.

- Ni, przepraszam. - obejmuje mnie i przyciska do swojego serca. - Wiem, że nie lubisz kłótni. - dodaje i cmoka mój polik. - Ale wiedz, że bywam zazdrosny. - rzuca ze śmiechem i wraca się ubrać.
Wyciągam z lodówki bułkę i jogurt wiśniowy, a siadam przy stole.
Kumple dołączają do mnie dopiero po chwili i zaczynamy omawiać plany na dziś. Jest dość wcześnie, więc wpadniemy do swoich domów i spotkamy się w szkole, gdyż dziś mamy piknik zamiast zajęć.

Wchodzę do domu i widzę swoją siostrę, która siedzi w salonie pod kocem i płacze.
- Co się stało? - pytam, siadając obok i obejmując ją.
- Wszystko jest nie tak. - szlocha, mocno się we mnie wtulając. - Ten dupek zniszczył mi życie. Najpierw tak słodko mówił, a potem się okazało, że kogoś ma...
- Po prostu nie był Ciebie warty. - odpieram i całuję ją w czoło. Jestem zła na siebie, że jako starsza nie zauważyłam co się dzieje w jej życiu. - Będzie dobrze, Rena. - szeptam jej do ucha.
- Nie będzie dobrze. - wyciąga spod koca małe,  białe dziwne coś. - Zobacz. - podaje mi i widzę. Dwie kreski na teście ciążowym. Klnę cicho pod nosem i spoglądam znów na nią. - To Casey'a. - odpowiada, jakby wiedziała, że właśnie o to chcę zapytać.
- Nie martw się. Masz rodziców, mnie i Mirandę... - chcę coś jeszcze powiedzieć, ale w tym momencie do pomieszczenia wchodzi nikt inny jak Casey.
Siostra szybko odsuwa się ode mnie, zrzuca koc i ścierając spod oczu łzy, wychodzi. Patrzę na Moretę przez chwilę w absolutnej ciszy i ruszam za Reną. Kto by pomyślał, że taka ciota jak on może tak skrzywdzić niewinną dziewczynę.

niedziela, 16 kwietnia 2017

6.

Special for Rikeroholic <3

Zatrzymujemy się na końcu drogi. Dalej musimy iść pieszo. Dziadek Brennana ma tu w górach domek, a raczej miał. Oddał go chłopakowi, gdy stwierdził, że jest na tyle duży by dobrze nim gospodarować, a on nie ma na tyle sił, by się wspinać.
Zarzucam na ramię plecak z rzeczami, który zawsze jest w bagażniku tego auta i ruszam pierwsza. Daniel i Bren biorą swoje rzeczy i idą za mną.
- Jak miło jest odpocząć od szkoły... - wzdycha Davis, choć mamy dopiero poniedziałek.
- O tak... - Benko przytakuje mu i przybijają sobie piątkę.
Kręcę głową. Zachowują się jak dzieci. W sumie Edgar, mój pies ma więcej rozumu i ochoty do życia niż Ci dwaj razem wzięci.

Docieramy na miejsce. Bren wyciąga z kieszeni klucze i otwiera nam drzwi. Wchodzę do środka i słyszę skrzypienie starej dębowej podłogi. Rzucam plecak na ziemię i idę zajrzeć do lodówki.  Jest pusta, choć byliśmy tu wczoraj.
- Dan, masz coś do zjedzenia? - pytam, odwracając się twarzą do niego.
- Tylko to Ni. - podaje mi jeden z bagaży, który od razu otwieram.
- Serio? - spoglądam na niego z zażenowaniem. Kilka bułek z serem, paczka chipsów i cztery litrowe butelki wody mineralnej.
- No co? Nie byłem przygotowany. - wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jeden z nich. - Chesz? - wyciąga dłoń do mnie.
- Niech będzie. - biorę papierosa, wkładam do ust i odpalam. Zaciągam się, a nastepnie z wielką rozkoszą wypuszczam dym.
- No i to jest nasza Szatania! - Brennan kumpelsko klepie mnie po plecach i odpala swój papieros. Przyglądam mu się uważnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół.

Wieczorem rozpalamy ognisko. Daniel fotografuje je po kilkanaście razy z każdej strony, a Brennan wścieka się na niego, bo nie może upiec kiełbasek (kupił je dziś, gdy pieszo wybrał się do spożywczaka 3km). Śmieję się z nich. Są prawie jak bracia. Może i Benko ma starszego brata, ale bardziej traktuje tak Davisa.
- Nia, powiedz mu coś. - Bren opada na kłodę tuż obok mnie.
- Okay. - odpieram i podchodzę do Dana. Zabieram mu z ręki aparat i z dumną miną odwracam do chłopaka.
- Ej! Jeszcze nie skończyłem! - oburza się i rzuca się w moim kierunku.
- Już wystarczy, Ty nasz panie fotografie. Jestem głodna. - zatrzymuję go poprzez wyciągnięcie ręki i wracam na swoje miejsce.

Czas do północy mija nam cholernie szybko. Po posiłku pośpiewaliśmy trochę i poopowiadaliśmy sobie straszne historie.
Około 1 w nocy kładziemy się na starej sofie w głównym pokoju, a raczej ja się kładę, bo chłopakom został materac na podłodze. Już prawie zasypiam, gdy słyszę głos Benko.
- Nia, a może tak trochę piwka? - szepcze, wskazując na skrzynkę w rogu pomieszczenia.
- Chętnie. - odpieram i siadam. Otulam się mocniej kocykiem i uśmiecham się do chłopaka. - A Daniel?
- Śpi. - odpowiada Bren i podaje mi butelkę.
- Ktoś coś o mnie mówił? - Davis również wstaje, choć widać, że jest zaspany. - O, alkohol. - od razu się rozbudza.
- Może zagramy w wyznania. Za każdy łyk, jednen wstydliwy fakt. - proponuję i sama zaczynam. -  Jestem w dziwnej relacji ze swoim psem, Edgarem... Raz udaję, że to mój synek, a raz, że to Brennan. - rzucam ze śmiechem, a oni patrzą na siebie zaskoczeni.
- Okay. Teraz ja. - Bren bierze łyk piwa. - Razem z Tylerem i Channingiem rozwaliłem auto twojego taty, Ni. - wyznaje.
- Co!? A ja za to oberwałam!? - uderzam go z pięści w klatkę piersiową, ale to nic, bo tylko tak się wygłupiam. Często się droczymy, a zwłaszcza jak jesteśmy pijani.

sobota, 15 kwietnia 2017

5.

- Nia, nie śpij... - Brennan sztura mnie w bok, cicho szepcąc, gdy mimowolnie opieram się na ręce i zamykam oczy nad zeszytem od matematyki.
- Panno Lovelis, widzę, że nie interesuje pani to co mówię. Najwidoczniej wszystko panna już umie... - matematyczka staje przede mną i stuka palcami w ławkę. - W takim wypadku zapraszam do tablicy. Zrobisz pierwszy przykład. - podaje mi kredę i odchodzi na swoje miejsce przy biurku.
Podnoszę się z miejsca, biorę swój podręcznik i ruszam do tablicy.
- Zadanie pierwsze, Ni. - szepce Bren i spuszcza głowę, udając, że pisze coś w zeszycie.
Staję przed wielkim czarnym prostokątem i zapisuję przykład. Zerkam na niego i czuję w głowie ogromną pustkę.
- Panno Lovelis, proszę rozwiązać przykład, głośno mówiąc klasie co panna pisze. - głos nauczycielki przerywa panującą ciszę. U niej mało kto ma odwagę rozmawiać, jest tak surowa. Owszem, czasami słychać szepty, ale nigdy nie jest głośno.
Przełykam z trudem ślinę i zapisuję znak równania.
- Pani profesor, ja rozwiążę to za nią. Widzi pani, jak się dziewczyna stresuje. - Daniel wstaje z miejsca i rusza w moją stronę.
- Panie Davis, to bardzo uprzejme z pana strony, ale panna Lovelis musi poradzić sobie sama. - to wredne babsko nie odpuszcza.
- Nia, daj kredę. - Dan staje za mną i szepcząc mi do ucha, zabiera przedmiot z mojej dłoni.
Odsuwam się na bok, by zrobić mu miejsce i napotykam jej wzrok. Jest surowy, jak zwykle.
- Siadaj już i uważaj na przyszłość. - mówi z uśmiechem na ustach, ale jej głos ocieka jadem.
Zajmuje swoje krzesło i przepisuję z tablicy odpowiedź Daniela.

Czas do przerwy obiadowej strasznie się dłuży. Gdy w końcu dzwonek sygnalizuje koniec drugiej godziny matematyki, zbieram swoje książki i wrzucam je do torby. Zarzucam ją na ramię i idę do stołówki. Tam biorę tacę i podchodzę do okienka. Sympatyczna kucharka stawia na tacy talerz z wydzieloną porcją jedzenia, oraz szklankę soku pomarańczowego i babeczkę. Siadam z posiłkiem przy tym samym stole co zawsze, a po chwili dosiadają się Daniel i Brennan.
- O Boże, długo nie wytrzymam w tej szkole... Wiesz, że teraz jest fizyka i jest test? - zagaduje Dan, a ja uświadamiam sobie, że totalnie o tym zapomniałam i nic nie umiem.
- Co? To dziś? - Bren otwiera ze zdziwienia oczy. - Zrywamy się Dan?
- Pewnie. A Nia, niech pisze jak chce. - Davis wpycha do buzi jedzenie.
- Chłopaki, wiecie co? Idę z wami. - rzucam i widzę jak się uśmiechają.

Po posiłku wymykamy się ze szkoły i wsiadamy do auta Benko. Odjeżdżamy w pośpiechu i kierujemy się drogą główną w stronę naszej ulubionej kryjówki. Rozkręcam radio na full i podśpiewuję razem z nim. Bren uśmiecha się do mnie, jest szczęśliwy, że się zdecydowałam z nimi pojechać. Ja też jestem zadowolona ze swojej decyzji.