niedziela, 16 kwietnia 2017

6.

Special for Rikeroholic <3

Zatrzymujemy się na końcu drogi. Dalej musimy iść pieszo. Dziadek Brennana ma tu w górach domek, a raczej miał. Oddał go chłopakowi, gdy stwierdził, że jest na tyle duży by dobrze nim gospodarować, a on nie ma na tyle sił, by się wspinać.
Zarzucam na ramię plecak z rzeczami, który zawsze jest w bagażniku tego auta i ruszam pierwsza. Daniel i Bren biorą swoje rzeczy i idą za mną.
- Jak miło jest odpocząć od szkoły... - wzdycha Davis, choć mamy dopiero poniedziałek.
- O tak... - Benko przytakuje mu i przybijają sobie piątkę.
Kręcę głową. Zachowują się jak dzieci. W sumie Edgar, mój pies ma więcej rozumu i ochoty do życia niż Ci dwaj razem wzięci.

Docieramy na miejsce. Bren wyciąga z kieszeni klucze i otwiera nam drzwi. Wchodzę do środka i słyszę skrzypienie starej dębowej podłogi. Rzucam plecak na ziemię i idę zajrzeć do lodówki.  Jest pusta, choć byliśmy tu wczoraj.
- Dan, masz coś do zjedzenia? - pytam, odwracając się twarzą do niego.
- Tylko to Ni. - podaje mi jeden z bagaży, który od razu otwieram.
- Serio? - spoglądam na niego z zażenowaniem. Kilka bułek z serem, paczka chipsów i cztery litrowe butelki wody mineralnej.
- No co? Nie byłem przygotowany. - wyciąga z kieszeni paczkę papierosów i odpala jeden z nich. - Chesz? - wyciąga dłoń do mnie.
- Niech będzie. - biorę papierosa, wkładam do ust i odpalam. Zaciągam się, a nastepnie z wielką rozkoszą wypuszczam dym.
- No i to jest nasza Szatania! - Brennan kumpelsko klepie mnie po plecach i odpala swój papieros. Przyglądam mu się uważnie, uśmiechając się od ucha do ucha. Jestem szczęśliwa, że mam takich przyjaciół.

Wieczorem rozpalamy ognisko. Daniel fotografuje je po kilkanaście razy z każdej strony, a Brennan wścieka się na niego, bo nie może upiec kiełbasek (kupił je dziś, gdy pieszo wybrał się do spożywczaka 3km). Śmieję się z nich. Są prawie jak bracia. Może i Benko ma starszego brata, ale bardziej traktuje tak Davisa.
- Nia, powiedz mu coś. - Bren opada na kłodę tuż obok mnie.
- Okay. - odpieram i podchodzę do Dana. Zabieram mu z ręki aparat i z dumną miną odwracam do chłopaka.
- Ej! Jeszcze nie skończyłem! - oburza się i rzuca się w moim kierunku.
- Już wystarczy, Ty nasz panie fotografie. Jestem głodna. - zatrzymuję go poprzez wyciągnięcie ręki i wracam na swoje miejsce.

Czas do północy mija nam cholernie szybko. Po posiłku pośpiewaliśmy trochę i poopowiadaliśmy sobie straszne historie.
Około 1 w nocy kładziemy się na starej sofie w głównym pokoju, a raczej ja się kładę, bo chłopakom został materac na podłodze. Już prawie zasypiam, gdy słyszę głos Benko.
- Nia, a może tak trochę piwka? - szepcze, wskazując na skrzynkę w rogu pomieszczenia.
- Chętnie. - odpieram i siadam. Otulam się mocniej kocykiem i uśmiecham się do chłopaka. - A Daniel?
- Śpi. - odpowiada Bren i podaje mi butelkę.
- Ktoś coś o mnie mówił? - Davis również wstaje, choć widać, że jest zaspany. - O, alkohol. - od razu się rozbudza.
- Może zagramy w wyznania. Za każdy łyk, jednen wstydliwy fakt. - proponuję i sama zaczynam. -  Jestem w dziwnej relacji ze swoim psem, Edgarem... Raz udaję, że to mój synek, a raz, że to Brennan. - rzucam ze śmiechem, a oni patrzą na siebie zaskoczeni.
- Okay. Teraz ja. - Bren bierze łyk piwa. - Razem z Tylerem i Channingiem rozwaliłem auto twojego taty, Ni. - wyznaje.
- Co!? A ja za to oberwałam!? - uderzam go z pięści w klatkę piersiową, ale to nic, bo tylko tak się wygłupiam. Często się droczymy, a zwłaszcza jak jesteśmy pijani.

1 komentarz:

  1. Mój ulubiony zaspojlerowany rozdział!
    Czekałam na niego.
    Tak jak teraz czekam na kolejne :*

    OdpowiedzUsuń

Jeśli się podoba - skomentuj
Jeśli się nie podoba - skomentuj
Dla Ciebie to chwila...
Dla mnie wskazówka co robię dobrze, a co źle...